niedziela, 28 października 2012
Wytwórnia Bajek - premiera w Cafe Kolonia
Dziś gościliśmy z Wytwórnią Bajek w Cafe Kolonia. To był już nasz trzeci pokaz premierowy!
Oglądaliśmy bajkę, podziwiając kunszt naszych młodych aktorów oraz umiejętności wokalne.
Po pokazie czytaliśmy cudowną bajkę Łukasza Czapskiego pt.: "O WIECZNYM DESZCZU I ZAGINIONYM PASTERZU CHMUR" i rysowaliśmy przepiękne ilustracje. W ruch poszły bibuły, plastelina, kleje i kredki. Wyobraźnia tańczyła pomiędzy nami razem z deszczem i kolorowymi piorunami.
Dziękujemy wszystkim za cudowną zabawę, oraz Zespołowi Cafe Kolonia za ugoszczenie nas i pomoc.
Przypominamy o konkursie!
Pamiętajcie do 15 listopada czekamy na wasze bajki.
Ślijcie do nas bajkowe historie na adres alicja.szulc@e.org.pl
A dla tych, którzy chcieliby sami narysować coś w domu zamieszczamy tekst bajki. Powodzenia!
Łukasz Czapski
O WIECZNYM DESZCZU I ZAGINIONYM PASTERZU CHMUR
- Nad Warszawą pada już drugi miesiąc deszcz.
Nie mogę tego wytrzymać! - powiedziała Ola. - Ja lubię deszcz! - odparła Lila.
- Można nosić wtedy kaloszki i kolorowy płaszczyk przeciwdeszczowy! - Ale to
jest fajne tylko przez chwilę – odezwała się Majka. - Łatwiej się rozchorować.
Pół klasy już choruje – dopowiedział Kuba. Po chwili cała klasa Lili
przekonywała ją, że padający ciągle deszcz nie jest fajny i że ludzie od tego
są smutniejsi w tramwajach i na ulicach a miasto powoli rozpływa się w szarych
barwach i traci całą swoja energię.
Po tym dniu Lila, wracając ze szkoły, dużo
myślała o tym co usłyszała w szkole. Jechała tramwajem, przyglądała się ludziom
i miastu za szybą. - Może coś w tym jest? - pomyślała. - Nie wszyscy muszą
lubić deszcz, tak jak ja.
Następne dni przekonały Lilę, że musi coś
zrobić. Miasto tonęło w deszczu. Kałuże zamieniały się w stawy, a potem w
jeziora. Zamknięto nawet szkołę, bo woda zalała całą dzielnicę. Pani od pogody
z telewizji mówiła, że żaden specjalista nie rozumie tej sytuacji, bo pada
tylko nad Warszawą i nikt nie umie tego wytłumaczyć. A przede wszystkim wszyscy
bardzo posmutnieli, przestali się uśmiechać. Nikt już nie wychodził z domu i
rzadko ktoś z kimś rozmawiał.
Lila wiedziała, że trzeba działać i wiedziała
kto może jej w tym pomóc. Nie była zupełnie zwykłą 8-letnią dziewczynką. Jej
sympatia do deszczu była związana z małą tajemnicą. Poprosiła mamę, czy może
odwiedzić starą ciotkę Reginę. Mama odparła smutnym głosem, że tak i wróciła do
swojego pokoju, pozbawiona zupełnie energii.
Lila założyła swój czerwony płaszczyk w
kolorowe grochy i zielone kaloszki i wyszła z domu. Dojechała tramwajem aż do
końca trasy, przeszła przez mały park, przeskakując pomiędzy kałużami.
Przechodnie przyglądali jej się ze zdziwieniem. Wszyscy ubrani na szaro,
przemęczeni i smutni, nie mogli uwierzyć, że ta mała kolorowa dziewczynka może
się tak cieszyć z powodu deszczu. Minęła ostatnie zabudowania, skręciła w polną
ścieżkę i ruszyła na przełaj łąką. Cały czas padało. Na końcu łąki pięło się do
góry wzgórze, na którego szczycie, widać już było pomiędzy kroplami deszczu
dziwny, wysoki dom. Lila zatrzymała się, wystawiła małe rączki do góry i
złapała parę kropel deszczu. Zaśmiała się i w podskokach ruszyła dalej, w
kierunku domu.
Dom wyglądał jak stary wiatrak. Był drewniany i
bardzo wysoki a na szczycie pięła się do góry mała wieżyczka, która nikła w
chmurach. Lila stanęła pod drzwiami, zapukała. Nikt nie odpowiedział. Cisza.
Zapukała jeszcze raz. - Ciociu Regino! To ja Lila! Otwórz! Nadal nic, cicho. -
Nie poznajesz mnie? Dawno cię nie odwiedzałam! To ja, mała Lila! Znów bez
reakcji. Lila odwróciła się, myśląc: - I co teraz? Przecież ciocia nigdy się
stąd nie rusza? Dziwne! W tym momencie usłyszała ciche skrzypienie otwieranych
drzwi. Odwróciła się szybko. - Ciociu! Wiedziałam, że jesteś! Ale ku jej
zdziwieniu nikogo w drzwiach nie zobaczyła. Weszła do środka i zamknęła powoli
za sobą drzwi.
W salonie panował półmrok. W kominku ledwo
żarzyły się resztki drewna. Lila dawno tu nie była. - Ciociu, gdzie jesteś? -
zapytała cicho Lila. - Bawisz się ze mną w chowanego? Znowu nikt nie
odpowiedział. Lilę dziwiła coraz bardziej cała sytuacja. Dom też wyglądał
inaczej niż zwykle. Zazwyczaj wnętrze była pełne życia, grała muzyka, ciotka
podśpiewywała sobie i szyła na maszynie. Lila spojrzała w kierunku maszyny
ciotki, która obrosła kurzem. - Ciociu! - zawołała stanowczo Lila. - Co się z
tobą dzieje? Nigdy nie przestawałaś szyć płaszczyków. Dlatego nikt teraz nie
lubi deszczu! Ciociu! Pomogę ci, ale musisz szyć nadal swoje przeciwdeszczowe
pelerynki! Takie jak moja!
Lila wiedziała co mówi. Ciocia Regina nie była
zwykłą ciocią. Od zawsze szyła w swoim domu wyjątkowe płaszczyki przeciwdeszczowe
z pękniętych dziecięcych baloników. Każdy kto nosił taki płaszczyk, lubił
deszcz i nigdy nie było mu smutno, kiedy za oknem było szaro i mokro. Dzięki
płaszczykom ciotki Reginy wszyscy byli szczęśliwsi. Lila właśnie teraz
zrozumiała, dlaczego całe miasto jest takie smutne i przypomniała sobie, że
tylko ona nosi taką kolorową pelerynkę.
Zaczęła chodzić po salonie, szukając ciotki.
Nagle wpadła na pomysł. - Przecież na pewno gdzieś jest ukochany pies ciotki –
pomyślała. – On mnie do niej zaprowadzi! Fikus! Chodź do mnie! Fikus, piesku,
gdzie jesteś? To ja, Lila! Ku zdziwieniu Lili, Fikus też nie przyszedł. Ale po
chwili usłyszała jakby cichy płacz. Dobiegał z góry. Lila zaczęła wspinać się
po krętych schodach, w kierunku wieży. Coraz wyraźniej słyszała czyjś płacz.
Doszła na szczyt wieży i wtedy ujrzała ciotkę Reginę. Siedziała w starym
bujanym fotelu, przy oknie, ubrana na szaro i zupełnie zapłakana. Ten widok
zaskoczył Lilę. - Ciociu, ciociu, co się stało? Przecież ty nigdy nie płaczesz?
Gdzie twoje kolorowe ubrania? Dlaczego jesteś ubrana cała na szaro? Co się
stało?
Lila podbiegła do ciotki, która ostatkiem sił
podniosła wzrok, ale nie miała już siły nic powiedzieć. Lila przytuliła ciocię.
- A gdzie jest Fikus? Na dźwięk
imienia psa, ciotka zapłakała. - Nie ma go! - z trudem powiedziała przez łzy. -
Od tygodni nie wrócił do domu. Moja psina! Co ja zrobię bez niego!
Lila zrozumiała, dlaczego ciotka jest taka
smutna. Fikus był jej wiernym towarzyszem przez całe życie. Był też jej
najlepszym pomocnikiem w codziennej pracy. Stanowili niezastąpiony duet. Lila
przytuliła mocno ciotkę i odparła. - Wstawaj ciociu! Koniec tego mazgajenia
się! Ja pomogę tobie szukać Fikusa, a ty pomożesz mi z tym deszczem. Ciotka
podniosła wzrok, zdziwiona stanowczym tonem Lili. - Ale ja nie mam siły! Sama,
bez Fikusa nic nie zrobię! Widzisz co się narobiło! To przeze mnie tak długo
pada deszcz! - Właśnie dlatego ja ci pomogę – odparła zdecydowanym tonem Lila –
najpierw znajdziemy Fikusa, a potem zajmiemy się deszczem! - Nie wiem czy dam
radę – powiedziała słabym głosem ciotka. - Ciociu, spójrz przez okno! Nie
widzisz, co się stało! Całe miasto tonie w deszczu! Wszyscy są smutni! Tylko ty
możesz pomóc! Przecież to ty cerujesz chmury i szyjesz pelerynki! Bez twojej
pomocy, deszcz nigdy nie przestanie padać i nikt go już nigdy nie polubi jeśli
nie zaczniesz szyć kolorowych pelerynek! - tym razem Lila musiała być naprawdę
przekonująca, bo jej przemowa spowodowała, że ciotka przestała płakać w
sekundę. Podniosła się z fotela i podeszła do okna. Lila poszła w jej ślady. Z
okna ciotki, które było na granicy chmur rozlegał się widok na całe miasto. A
widok zasmucił chyba samą ciotkę, bo miasto było szare i całe zalane deszczem.
Ciotka spojrzała na Lilę. - Masz rację, dziecko! Zajęłam się sobą i zobacz do
czego doszło! Dobra z ciebie dziewczynka! Pomyślałaś o innych i postanowiłaś
coś dla nich zrobić. Idziemy na górę! Gdzieś przecież musi być to psisko!
Lila uśmiechnęła się, widząc ciotkę pełną
wigoru. - Masz pelerynę? Przyda ci się! - krzyknęła ciotka. - Zawsze ją mam,
jak tylko pada – odpowiedziała Lila. - Dzięki niej żaden deszcz nie jest mi
straszny! - Bo deszcz w ogóle nie jest straszny – powiedziała ciotka. - Trzeba
do niego odpowiednio podchodzić! Podstawą jest kolor! Mówiąc to ciotka
zarzuciła na siebie kolorową pelerynę przeciwdeszczową w kwiaty i wskazała
Lili, żeby szła za nią. Ruszyły schodami jeszcze wyżej, w górę wieży.
Doczłapały się na samą górę. Ciotka otworzyła klapę dachu i odwróciła się do
Lili. - Teraz się nie zdziw! Bo tutaj deszcz pada do góry nogami i jednocześnie
świeci słońce. - Jak to? - Lila nie do końca zrozumiała co miała na myśli
ciotka.
Wyszły na duży taras, który rozciągał się ponad
chmurami. Lila nigdy wcześniej tu nie była i nigdy wcześniej nie widziała
czegoś tak pięknego. Deszcz faktycznie padał odwrotnie – krople leciały z dołu
do góry. Świeciło pełne słońce a widok na ziemię zasłaniały ogromne chmury,
przylegające jedna do drugiej. Na środku tarasu stała wielka maszyna do szycia.
Dużo większa niż na dole. Wszystkie chmury przywiązane były sznurkami do czubka
wieżyczki domu ciotki. Wyglądały jak wielkie baloniki napełnione wodą. Każdy
innego koloru i w łaty. Część sznurków była jednak pozrywana. Ciotka złapała
się za głowę. - Co ja narobiłam! Ile teraz czeka nas pracy! Trzeba pocerować
cały nieboskłon! - Mogę pomóc, jeśli ciocia powie mi co mam zrobić – odparła
Lila. - Tu masz korbę – ciotka wskazała na czubek wieżyczki, do której
przywiązane były chmury. - Musisz nią kręcić i ściągać chmury na taras. Zawsze
to robił Fikus – zasmuciła się. - Ja będę je cerować. - Dobrze – krzyknęła Lila
i w strugach deszczu pobiegła do korby.
Kręcenie korbą było naprawdę ciężkie, ale Lila
nie poddawała się. Pierwsza chmura zbliżała się w kierunku tarasu. Ciotka podeszła
na brzeg tarasu i złapała za sznurek. Wciągnęła chmurę na taras. Cała chmura
wyglądała jak podziurawiony balon, a z każdej dziurki sikała woda na wszystkie
strony. Ciotka zaciągnęła chmurę w kierunku maszyny i sięgnęła do kosza w
którym miała cała masę popękanych, kolorowych, dziecięcych baloników. Wybrała
odpowiednią łatę i zaczęła cerować chmurę, dziurka po dziurce. Lila przyglądała
się temu z zaciekawieniem. - Chcesz się do czegoś przydać? - zapytała ciotka. -
To stawaj przy tej mniejszej maszynie i szyj płaszczyki z baloników. Lila
podbiegła do małej maszyny. - Pamiętasz jak to się robi? Uczyłam cię jak byłaś
mniejsza - powiedziała ciotka. - Chyba pamiętam – odpowiedziała Lila i zaczęła
szyć.
- Jak to jest z tymi chmurami, ciociu? - To
właściwie proste – odpowiedziała ciotka. - Z chmurami jest podobnie jak z
ludźmi. A z deszczem jak z płaczem. Jeśli chmura jest nieszczęśliwa, czyli
dziurawa, zaczyna płakać i pada deszcz. Robi się coraz większa i zasłania
słońce. Dlatego jest tak szaro na ziemi wtedy. Jeśli nie ma dziur, zmniejsza
się i odsłania słońce. Tak samo jest z płaszczykami. Jeśli ktoś założy kolorowy
płaszczyk przeciwdeszczowy i pelerynę, to deszcz mu niestraszny i nie traci
humoru. Jak chodzi w szarym płaszczu, w szarą pogodę, to nic dziwnego, że nie
lubi deszczu. A deszcz jest przecież czasem potrzebny. Tak jak każdy czasem
przez chwilę musi być smutny, żeby potem cieszyć się kiedy jest szczęśliwy.
Każde miasto ma taką swoją ciotkę jak ja. Spotykamy się czasami wszystkie.
Wtedy też pada bez przerwy – roześmiała się ciotka. - No, pierwsza gotowa –
zakończyła ciotka, wyciągając spod maszyny zacerowaną chmurę. - Faktycznie jest
mniejsza – zauważyła Lila. - Chcesz ją wypuścić? - zapytała ciotka. - Pewnie –
krzyknęła Lila. - Tylko skończę płaszczyk, jeszcze jeden szew.
Lila skończyła szyć pierwszy płaszczyk w piękne
kolorowe wzory i podeszła do krawędzi tarasu z chmurą. Wypuściła ją, a chmura
odpłynęła lekko w kierunku słońca. Była lżejsza i mniejsza od innych więc
zawisła wyżej.
Przez następnych kilka godzin ciotka Regina i
Lila szyły ramię w ramię. Ciotka cerowała chmury, a Lila szyła pelerynki. Niebo
nadal było szczelnie zasłonięte, chociaż coraz mniej sznurków było przywiązane
do wierzchołka domu ciotki. Ciotka Regina zasmuciła się. - Co teraz? Jak
ściągniemy tu wszystkie pozrywane chmury? Nie powinnam zaniedbywać swoich
obowiązków!
Lila podeszła do
niej i objęła ją na pocieszenie. - Przecież te chmury w końcu wypłaczą cały ten
deszcz i wtedy znowu będzie słońce – próbowała pocieszyć ją Lila. - Ale to może
zająć nawet rok – odparła ciotka. - Wyobrażasz sobie, że przez rok będzie padał
cały czas deszcz? Przecież ludzie się zapłaczą, nawet w moich pelerynkach. Tak
być nie może! Słońce musi świecić. Bo inaczej deszcz nie ma sensu. Tak jak łzy bez
uśmiechu.
I kiedy już nawet Lili wydawało się, że już nic
nie da się zrobić, nagle z oddali, od strony chmur rozległo się szczekanie. -
Słyszała to ciocia? - ożywiła się Lila. - Fikus? - z niedowierzaniem odparła
ciotka. - To niemożliwe.. Nie zdążyła dokończyć słowa, a na horyzoncie
zarysowała się sylwetka psiska. - To on! - krzyknęła z radości Lila. - Mówiłam
cioci, że na pewno się znajdzie! - Ale co on niesie w pysku? - zdziwiła się
ciotka. Fikus był coraz bliżej tarasu. Okazało się, że ściska w pysku sznurki
wszystkich pozrywanych chmur, które dzielnie ściągnął w kierunku domu. Ciotka
przytuliła ze wzruszenia psa. - Moje psisko! Wiedziałam, że mnie nie zostawisz!
Taki dzielny. Wiesz, Lilu, że Fikus to pies pasterski! Teraz okazało się, że
prawdziwy z niego pasterz chmur. Moja kochana psina! Jesteś niezastąpiony! A
teraz do roboty!
Ciotka poderwała się i podbiegła do maszyny.
Lila z Fikusem przywiązali resztę chmur do wierzchołka domu i powoli
przyciągali jedną po drugiej do maszyny ciotki. Niebo zaczęło się powoli
przejaśniać i spomiędzy chmur zaczęło być już widać zarys miasta. Została już
ostatnia chmura. Ciotka dała znak Fikusowi, żeby ściągnął chmurę przy pomocy
korby. Psisko od razu zaczęło wykonywać zadanie. Ale nagle rozległ się krzyk
Lili: - Stop! Ciociu, zobacz! Lila podbiegła do brzegu tarasu, Fikus przestał
kręcić korbą. Razem z ciotką podszedł do Lili. Na horyzoncie nad miastem
pojawiła się piękna, olbrzymi tęcza, która odbijała się swoimi kolorami w
olbrzymich kałużach w całym mieście. Był to piękny widok. Cała trójka
przyglądała się temu z zachwytem. - Dlatego lubię czasem deszcz! - odparła
ciotka. - Bez niego nie byłoby tak pięknej tęczy. Lila uśmiechnęła się i
wtuliła w ciotkę. Fikus też wykorzystał okazję i włożył łeb pod rękę Lili, sugerując
żeby go pogłaskała. - Dziękuję, ciociu! - Nie, kochana, to ja tobie dziękuję!
Dzięki tobie wszystko wróciło do normy, bo pomyślałaś nie tylko o sobie.
Tego dnia Lila wracała do domu w płaszczyku i z
całym plecakiem płaszczyków dla całej klasy. Mimo tego, że nad całym miastem
świeciło znowu słońce, które osuszało kałuże i przywracało uśmiechy na twarze
przechodniów, Lila nie przestała lubić deszczu i zawsze myśli o nim z sympatią,
patrząc na wiszącą w przedpokoju kolorową pelerynkę i stojące pod nią kaloszki.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz